wtorek, 16 grudnia 2008

Przejazd przez Europe


W sobotę 13 wyjechaliśmy jednak dopiero koło godziny 10. Oprócz dobrej daty rozpoczęcia wyprawy, czarny kot przebiegł nam drogę, co uznaliśmy za symbol bardzo udanej podróży. Część polska trasy przebiegła bezproblemowo i sprawnie. W Niemczech mknęliśmy po pięknych autostradach z zawrotną prędkością 100km/h. Wyładowany Montek czuje ciężar na plecach i aż szkoda go bardziej żyłować. Przerwą w nudnej jeździe było tankowanie, jak się okazało najdroższe na całej europejskiej trasie – 1,15 Euro za litr. Zatankowaliśmy umęczonemu Montkowi super bleifrei, a on, poczuwszy heimat, odwdzięczył nam się zapaleniem czerwonej kontrolki 'check engine'. Filip natychmiast stanął i zaczął sprawdzać w silniku czy olej i woda są w porządku. Ja użyłam naszej helpline samochodowej i wysyłałam smsy do Jasia w celu zdalnego zdiagnozowania problemu. Uspokoił nas, że jeżeli samochód jedzie równo, olej i woda są ok, to może to być albo paliwo albo jakaś sonda lambda, a dodatkowo Krzyś udzielił pomocy online, sprawdzając fora motoryzacyjne, czy gdzieś o takim problemie ktoś nie wspomina. Po tej przygodzie totalnie odechciało mi się spać. Wyobraziliśmy sobie, że oto nastąpił koniec naszej podróży, po przejechaniu paruset kilometrów. Zostawienie samochodu przy drodze nie wchodziłoby w rachubę w Europie, jak ewentualnie można zrobić gdzieś w Afryce:)
Już bez dalszych rewelacji dojechaliśmy do Francji i tam spaliśmy w wynalezionej przez Krzysia Formule 1 (trafiliśmy bezbłędnie – dzięki!). Jako że był to weekend, hotelik służył różnym parom, starszym i młodszym, jako hotel na godziny... ale mimo to wyspaliśmy się:)
Jeżeli chce się we Francji unikać płatnych dróg, jak my zrobiliśmy, jazda wymaga wysokiej koncentracji , a że GPSem byłam ja, nie mogłam się nawet zdrzemnąć. Na szczęście ani razu nie pobłądziliśmy, ale mimo to trasa przebiegała bardzo ślamazarnie i planowany nocleg w Hiszpanii (jakieś 200km od granicy) oddalał się z każdym kilometrem, a już całkowicie przystopowała nas śnieżyca w Burgundii.
Słuchy o naszej wyprawie doszły aż do Francji, gdzie zrobiono nam zdjęcie. Niestety płatne, za przekroczenie szybkości o 8km. Mamy tylko nadzieję, że ich system nie działa tak dobrze, żeby zdjęcie, warte pewnie parę dobrych Euro, dotarło do nas.
Mieliśmy też przygody z tankowaniem – w niedzielę prawie wszystkie stacje są nieczynne, ale mają automaty umożliwiające bezobsługowe tankowanie. I cóż z tego, skoro żadna z naszych 4 kart nie chciała w nich zadziałać! Więc najpierw dolaliśmy 40l z baniaków, a później, na takiej bezobsługowej stacji poprosiliśmy tankującego, żeby zapłacił swoją kartą, a my daliśmy mu gotówkę. Cena benzyny na zwykłych stacjach we Francji to 1,16-1,20E, ale na stacjach przy Auchan czy Carrefour jest o ponad 10 centów tańsza. Zatankowaliśmy za 1,03E.
Koło północy wjechaliśmy dopiero do Hiszpanii. Zdecydowaliśmy, żeby przespać się parę godzin gdzieś na stacji, po to, by nie tracić czasu zmarnowanego we Francji. Przyroda sama wymusiła na nas taki postój zresztą, fundując kolejną śnieżycę. Droga się zablokowała, samochody jechały parę kilometrów na godzinę, więc zdecydowaliśmy się na postój. Nad ranem obudziliśmy się rześcy w zmrożonym samochodzie i ruszyliśmy dalej. W Hiszpanii sieć niepłatnych dróg jest dużo lepsza niż we Francji – autostrady bezpłatne biegną równolegle do płatnych. Wjeżdża się na jedną drogę i można jechać nią min. parędziesiąt kilometrów, a nie jak we Fracji – parę. Benzyna w dużo bardziej cywilizowanej cenie – 0,84E/litr. Jedyny problem jaki napotkaliśmy tutaj, to wymiana banknotów 500E na mniejsze nominały. Kupując Euro w Polsce dostaliśmy z 6 albo i więcej banknotów 500E. Domyślając się, że wymiana 500E naraz w jakimkolwiek kraju to może być za dużo, chciałam je w Europie zamienić na drobniejsze. 2 udało się wymienić jeszcze w domu, ale jak się okazuje w krajach, gdzie jest to środek płatniczy, to wcale nie jest łatwe! Taki banknot jest traktowany jako okaz numizmatyczny niemalże i wymiana na drobniejsze graniczy z cudem. Na stacji w Niemczech nie było problemu, ale już we Francji – postawiliśmy na nogi cały Carrefour chcąc w 2 kasach osobno, kupując jakieś dobre sery, zapłacić pięćsetkami. Udało się tylko mnie, bo dla Filipa zabrakło już banknotów. Niestety to była niedziela, więc banki nieczynne i ta opcja nam odpadła. Kolejna próba rozmiany w McDonaldzie też spełzła na niczym. Postanowiliśmy, że wymienimy w Hiszpanii w banku. Jakie było nasze zdziwienie, kiedy odwiedziwszy parę różnych banków, w jednym zaledwie miły kasjer rozmienił mi jedną pięćsetkę. Musieliśmy zrobić kolejne zakupy w markecie, żeby rozmienić następną. Zostały nam 2 w chwili obecnej, chcemy się ich pozbyć tankując Montka i kupując bilety na prom.
Jedziemy właśnie z Madrytu w kierunku Cordoby. Do wieczora powinniśmy dotrzeć do Algeciras i przepłynąć cieśninę. Pogoda w tej chwili wczesnowiosenna – ok 8 stopni i resztki śniegu leżące na polach.

4 komentarze:

Karo pisze...

Salemmaleikum;) a te male przygody w europie to dopiero poczatek:) 3mamy kciuki i czekamy na kolejne niusy;) Karo

Anonimowy pisze...

Życzę powodzenia i mnóstwa niesamowitych przygód:) Gratuluję odwagi, pozdrawiam serdeczne:)
Rudzianka

Ala i Filip pisze...

no jakas rozgrzewka musi byc:) zreszta juz sie zaczelo...

MarkPunk pisze...

to tylko OPEL, nie ma się czym przejmować - jak idzie równo to do przodu :P