niedziela, 4 stycznia 2009

3 stycznia – stolica Mali, Bamako


Dzisiejszy dzień poświęciliśmy na rekonesans stolicy. Początkowo chcieliśmy tutaj wyrabiać wizę do Burkiny Faso, ale że trafiliśmy na długi weekend, musielibyśmy za wiele dni spędzić w Bamako, a że jest możliwość otrzymania wizy na granicy, postanowiliśmy że tak właśnie zrobimy. Odwiedziliśmy dziś zadziwiająco dobre jak na Afrykę Muzeum Narodowe ze zbiorami figur, masek i tkanin z całego Mali. Później udaliśmy się na poszukiwanie polecanego przez przewodnik sklepu z pamiątkami. Trasa wiodła przez lokalne targowisko. Niesamowite zbiorowisko ludzi, hałasu, wszelkiego towaru, samochodów i smrodu. Sprzedawano tam wszystko: używaną odzież, stare beczki po oleju, pataty, banany i cokolwiek sobie można wyobrazić. Tłum ludzi płynął w obydwie strony, starając utorować sobie drogę między minibusami, motorkami oraz samochodami. Trzymaliśmy kurczowo plecak i torbę oraz portfele, bo takie miejsce to raj dla kieszonkowców. Nie robiliśmy żadnych zdjęć, żeby nie przyciągać niepotrzebnego zainteresowania do naszego aparatu ukrytego w torbie, a także w obawie, że fotografowanym ludziom może się to nie podobać, bo bieda wyglądała z każdego kąta. W pewnym momencie weszliśmy w część, w której sprzedawano jakieś warzywa i mięso, a z odpadków bił tak straszny odór, że nawet nam, przyzwyczajonym do dziwnych zapachów, odebrało dech w piersi i na bezdechu przebiegliśmy szybko przez ten odcinek. Koło targu znajdowała się nowa siedziba GM. Firma słabo stoi finansowo, więc w ramach szukania oszczędności zmienia trochę image i przenosi się do tańszych krajów. Tak naprawdę, to Filip się nie zwolnił, tylko dostał transfer tutaj do Bamako, do nowo otwartej siedziby...) Po przejściu przez targowisko szliśmy nadal w kierunku sklepu, którego ani widu ani słychu. Przeszliśmy parę dobrych kilometrów, ale sklepu nie znaleźliśmy. Zastaliśmy tylko mały znak, że sklep został przeniesiony, ale podążając za strzałką nie znaleźliśmy niczego. Jednak spacer nie był stracony, ponieważ udało nam się namierzyć wulkanizatora, który ma maszynę do wyważania kół, z którego usług musimy jutro skorzystać. Po 4 godzinach marszu w upale i słońcu szczęśliwi wróciliśmy do naszego hoteliku, aby wkrótce wyruszyć na kolejny targ, gdzie tym razem sprzedawano pamiątki. Udało nam się zrobić super interes kupując 2 maski, mini drzwiczki drewniane oraz stołeczek pochodzące z różnych plemion malijskich. Filip krzyczał, przekomarzał i godził się z handlującymi Malijczykami, aby osiągnąć naszą cenę, co trwało ponad godzinę, ale finalnie zapłaciliśmy 32E zamiast 110E, których żądali.
Jutro udajemy się do Djenne, gdzie znajduje się słynny na cały świat gliniany meczet. Jeszcze nie wiemy czy jest to trasa na jeden dzień, bo z drogami tutaj różnie bywa.