czwartek, 18 grudnia 2008

18 grudnia - Atlantyk




Rankiem, przed udaniem się w dalszą drogę, zwiedziliśmy za dnia stare miasto (medinę) w Marrakeshu i jego zabytki. To najbardziej kosmopolityczne miasto w Maroku, co widać po sklepach z markowymi ubraniami, samochodach i modzie przechadzających się młodych ludzi. Targ, czyli tak zwany souk, odbywający się nieustannie na wąskich uliczkach mediny, jest przepełniony licznymi lampami z metalu z ażurowym wzorem, wyrobami skórzanymi, biżuterią, ceramiką. Na tym etapie nie przewidujemy jeszcze zbyt wielkich zakupów, bo transport talerza przez następne 12 tys. km może okazać się ryzykowny.
Dziś na liczniku samochodu wybiło nam 4500km. Ciekawe czy to będzie 1/4 dystansu czy może nawet już więcej?
Po 2-godzinnej podróży dotarliśmy wreszcie nad Atlantyk, do miasteczka Essaouria, które w przewodniku zostało opisane jako malownicze, senne, nadmorskie miasteczko, a okazało się kurortem typu nasze Mielno, tylko z inną zabudową i stoiskami z pamiątkami, ale klimat podobny. Naprawdę spodziewaliśmy się czegoś mniej turystycznego. Pogoda tutaj nadal bardziej wiosenna niż letnia, w słońcu ciepło, ale polar i tak się przydaje.
Jutro z rana wyruszamy w ok. 700-kilometrową trasę w stronę Sahary Zachodniej. To nibypaństwo, po uwolnieniu się spod dominacji hiszpańskiej w 1975 r., nie nacieszywszy się długo niepodległością, zostało zaanektowane przez Maroko i Mauretanię, a po wycofaniu się tej ostatniej, należy od tamtego czasu do Maroka. Jednakże front wyzwolenia Sahary Zachodniej – Polisario, działający od wielu lat, proklamował niepodległe państwo, które jest uznawane jedynie przez kilka państw muzułmańskich. Oczywiście sprawa rozbija się w głównej mierze o dobra naturalne, jak to zwykle bywa w takich przypadkach – w Saharze Zachodniej znajdują się jedne z najbogatszych na świecie złóż fosforytów.
W praktyce – jadąc tam nie ma granicy pomiędzy Marokiem a SZ, używana jest ta sama waluta. Podobno ceny paliwa i żywności są tam znacznie niższe niż w Maroku, o czym mam nadzieję przekonamy się na miejscu, bo tutejsze ceny wszystkiego, z hotelami na czele są dość wysokie.
Nie wiem kiedy znów będziemy mieć dostęp do internetu, w każdym razie napiszemy jak tylko będziemy mieć okazję.