Ano jak się Filip obawiał – niestety problemy w dalszej części odprawy się pojawiły. Po przejściu przez odprawę paszportową, przy skanowaniu bagażu podręcznego pojawiły się znowu problemy, bo celniczka uparła się, że pamiątek nie można brać na pokład samolotu. Tłumaczyłam jej, że drewnianą miską nie zrobię napadu terrorystycznego, ale była nieugięta i dała dwie opcje: albo zostawiam pamiątki albo płacę 50E. Pierwsza z nich nie wchodziła w rachubę, druga tym bardziej. Niestety nie miałam ze sobą telefonu ani też nr na Filipa nigeryjską komórkę, więc nie mogłam do niego zadzwonić, żeby przyszedł i zabrał pamiątki. Pozostało tylko płacić. Powiedziałam celniczce, że wydałam w ich kraju wszystkie pieniądze i zostało mi 5E. Marudziła, marudziła, ale wzięła na szczęście. Niezłe pożegnanie mi Nigeria zafundowała…. Poszłam dalej, do gate, a tu widzę kolejną kontrolę bagażu. Serce mi już zamarło i pomyślałam, że jak któryś znów będzie chciał ode mnie łapówkę, to mu chyba tą miską drewnianą przywalę. Moja cierpliwość dobiegła końca. A gdybym tak zrobiła, to pewnie od razu deportację by mi zafundowali, więc i tak bym do domu poleciała:) Ale na szczęście ostatnia kontrola była już z Lufthansy i sprawdzali tylko czy nie ma płynów powyżej 100ml i ostrych narzędzi.
Polska powitała mnie na wpół roztopionym śniegiem, szarością i smutnymi ludźmi na lotnisku. Ale jakoś to przetrzymam – mam nadzieję, że moja energia nazbierana przez te 2,5 miesiąca pomoże mi rozjaśnić i ocieplić trochę otoczenie:) Jeszcze raz dziękujemy za kibicowanie i wierne czytanie naszych przygód. Na pewno będą następne!!
czwartek, 26 lutego 2009
Subskrybuj:
Posty (Atom)