Wyjeżdżamy z domu koło 19:20. Niby na lotnisko jedzie się pół godziny, ale w Lagos potrafią być takie korki, że ta sama trasa może zająć 2.5h. W każdym razie droga przez miasto jest w miarę przejezdna. W powietrzu da się już wyczuć ciężką atmosferę powrotu. Pożegnanie z Afryką. Ja jeszcze zostaję, ale też wiem że pewien etap się zakończył. Pierwszy raz od wyjazdu, właśnie w ostatni poniedziałek od rana czułem się jak to w poniedziałki – oj nie lubię poniedziałków, nie lubię.... Skończyły się nasze piątki i soboty niestety....
Na lotnisku na szczęście nie ma kolejki do check-in, ale musimy najpierw otworzyć nasz plecak przed służbami celnymi. Jak się okazuje nie mają dla naszego misternie zapakowanego plecaka żadnej litości. Wciskają swoje łapska do środka i brutalnie wywalają wszystko z niego. Oczywiście każdą pamiątkę (a szczególnie jedną dużą maskę z kraju Dogonów) odkładają na bok i zdenerwowanym tonem żądają zaświadczenia z muzeum, że to nie są antyki. Nie pomagają nasze tłumaczenia, że jesteśmy turystami, że te pamiątki są kupione w innych krajach (pokazujemy wizy w paszporcie). To są pamiątki po kilka E, tłumaczę. Czy ja wyglądam na kogoś kto płaci tysiące dolarów za antyki? Złodzieje (bo nie można ich inaczej nazwać) na granicy po długich dyskusjach pozwalają nam się spakować, ale jeszcze chcą nas zabrać do jakiegoś szefa. Krzysiek w tym momencie traci cierpliwość i wręcza jednemu z nich 2 tysiące N – 10E. Celnik zupełnie bez zażenowania przyjmuje pieniądze, nie zwracając uwagi na wszystkich ludzi wokół. W tym samym momencie nasze antyki zmieniają się w zwykłe pamiątki, które możemy swobodnie wywieźć z Nigerii. Ja już w międzyczasie idę do stanowiska check-in i chcę skasować bilet i odzyskać natychmiast pieniądze za niego. Strasznie mnie to wszystko wkurzyło. Taki syf na sam koniec. Dla mnie to pierwsza styczność z lotniskiem w Lagos (poprzednie razy latałem z Abudży) i pomimo ostrzeżeń, takiego czegoś się nie spodziewałem. Na szczęście panowie oficjalnie wymuszający haracz na lotnisku, pod egidą Nigerian customs, po otrzymaniu pieniędzy zupełnie stracili zainteresowanie nami. Plecak już nie tak dobrze spakowany trafia na wagę. Reszta idzie gładko. Idziemy jeszcze poczekać razem do knajpki, bo do odlotu jest sporo czasu. Emocje trochę z nas zeszły. Koło 22 następuje pożegnanie. Niestety Ala nie ma ze sobą telefonu, więc nie wiem czy nie miała żadnych problemów dalej. W sumie w podręcznym też były jakieś suweniry. Mam nadzieję, że dzisiaj coś napisze o swoim locie..... Mnie czeka chyba jeszcze samotna droga na północ do Kano. Jak o tym pomyślę, to aż mnie ciarki przechodzą. Znów tysiące psychicznych kierowców ciężarówek, setki kilometrów dziur, upał i huśtający Montek. Byle go tylko w całości tam dostarczyć. W każdym razie będę co jeszcze pisał i dam znać jak poszło ze sprzedażą. Dzięki jeszcze raz za świetne komentarze, słowa otuchy i Wasz czas.....
środa, 25 lutego 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
11 komentarzy:
Alu, Filipie
Nie bede powielac komentarzy moich poperzednikow. Jednym slowem -super, gratuluje!!
A gdzie dalej?
(bo juz sie tak nie zdziwie jak za jakis czas dostane nastepnego linka z przygodami)
Usciski
Magda Kobla
(zuwazylam, ze jest jeszcze jedna Magda to sie postanowlam podpisac)
25 luty 2009 16:00
I tak wiedzialem, ze to Ty. Ja na razie jeszcze z miesiac w Nigerii. Pozniej zobaczymy. Jest juz kolejny plan, wtedy prawdopodobnie na podroz zycia, ale na to potrzebujemy sporo czasu na przygotowania i zamkniecie budzetu. Oczywiscie to nie oznacza, ze nigdzie przez najblizsze lata sie nie bedziemy wybierac, beda to jednak krotsze wypady. Poza tym mam nadzieje, ze do zobaczenia wkrotce. Juz najwyzszy czas, zebys znow Polske odwiedzila....Kartka doszla?
f
no to ja zapraszam w podróż do Wrocławia ;)
czekam na opowieść z dalszych przygód lotniskowo-odprawowych, bo od Ali wiem, że działo się jeszcze!
Pozdrawiam!
Nie wcale jeszcze nie zeszło,przynamniej ze mnie powietrze po Waszych cudownie opisanych przygodach. Pisząc jako Rudzianin prezentowałem opinie naszego biurowego grona i trochę rodzinnego ale część już ( ta zasmucona końcem Waszych wojaży ) odetchnęła z ulgą, a przecież drugi bohater tej wspaniałej wyprawy dopiero teraz może przeżyć trudne chwile. Pisaliście, że to 800 km przez ten piękny ale niebezpieczny kraj i to w samotności. Montek też już nie ten co na początku, tak więc jest to niezwykłe wyzwanie dla Pana Filipa, oby Ci się chłopie wszystko udało, ja aż zadrżałem ze strachu, jak sobie to w mojej dyletanckiej wiedzy o tym kraju wyobraziłem ale myślę, że mam rację.
A co to za nowość z tym przedłużonym samotnie pobytem tam w Nigerii. nie mogliscie razem sprzedać tego auta i wracać? toż to bardzo ryzykowne rozwiązanie ( tutaj moi męscy towarzysze z biura chichoczą sprośnie, bo by sie co poniektórzy z Panem zamienili, ach te baby baby) i to na pewno nie koniec wyprawy.
Zyczymy Pany i Pani Ali także oczywiście, już jednak na poważnie żeby to się do końca Wam szczęśliwie udało, trzymamy kciuki Inshallah Rudzianin II
Niestety razem nie moglismy wracac, bo Ale wizal urlop. Ja jako bezrobotny mam czas i wcale sie nie spiesze do kryzysu europejskiego. 800km to jest do Abudzy, a pozniej kolejne 400km do Kano. Trasa rzeczywiscie mordercza i pelna przygod. Niestety tez bardzo niebezpieczna. Jest jednak szansa, że naklonie kolege Macka aby ze mna jechal. Najpierw jednak pieniadze przynajmniej 50% musza trafic na konto, inaczej sie nie ruszam.
f
Filipie,
Kartka doszla; wisi w pracy; az milo... dzieki
magda
co do podrozy zycia to my sie tez zastanawiamy,jak na razie to luzne sa te nasze rozmowy, no bo jeszcze mi rok a Erikowi 2 lata do obrony, ale potem....
Powiem tylko że zazdraszczam!:)
Zazdroszcze tak fajnej przygody. Szukam obecnie dobrego biura podróży na https://aleo.com/pl/ z którym za rosądną cenę módł bym odwiedzić czarny ląd ale dalej niż sięgają najpopularniejsze kurorty. Mylę o Kongo, Kenii :)
Nice blog, thank you for sharing, it is recommended a gold site: ESO Gold at http://www.esosale.com/
fajnie tu u Ciebie :)
Prześlij komentarz