poniedziałek, 23 lutego 2009

20 luty – Kano i droga na południe








Po śniadaniu ruszamy na zwiedzanie Kano. Pani Hania jedzie z nami. Odwiedzamy tradycyjną farbiarnię. Kierownik mnie poznaje (w sumie każdy biały jest podobny) i zaczynamy rozmowę na temat cen za fotografowanie. Mówię mu, że jesteśmy turystami i przyjechaliśmy autem z Polski. Nie wierzy i idzie oglądać samochód. Montek bardzo mu się podoba i natychmiast oferuje zakup. Rozmawiamy chwilę, ale stwierdzam, że jeszcze do Lagos musimy jakoś wrócić. Dla niego to żaden problem, od razu proponuje, że załatwi specjalne auto z kierowcą, nawet na pięć dni, żeby nas zawiozło. W sumie prosi mnie o przysięgę: ja na Boga, on na Allaha, że auto jest dla niego zarezerwowane. Jestem zadowolony, bo cena jest praktycznie taka, jaką chcieliśmy dostać. Kupujemy dwa obrusy wyrabiane i farbowane tutaj. Jeden dla nas, jeden dla naszych gospodarzy. Cena rozsądna i mamy za to zdjęcia gratis (trzeba się umieć targować:). Odwiedzamy jeszcze Dala Hill skąd jest widok na całe Kano. Niestety banda kilkunastu chłopaków psuje nam sielankową atmosferę i szybko musimy się ewakuować, dodatkowo wiejący harmattan mocno ogranicza widoczność. Wracamy do domu, żegnamy się z naszymi fantastycznymi gospodarzami (jeszcze raz przepraszam, że tak krótko) i koło 14:30 ruszamy. Chcemy dojechać do Abudży z przystankiem w Kadunie (tam kiedyś mieszkałem), a to jakieś 400km. Ruszamy więc za panem Mietkiem, który pokazuje nam drogę wyjazdową. Do Kaduny jest świetna trasa i docieramy tam po 2h. Objeżdżamy szybko miasto, pokazuję Ali gdzie mieszkałem, jedziemy na sławetny pounded yam i egusi soup (nigeryjski przysmak). Jedzenie jest fantastyczne, Ala tylko mlaska. Ja niestety zaprawiłem się klimą w Yankari i mam katar, więc smaku nie czuję. Jedziemy dalej do Abudży, ale zastaje nas już zmrok. Na szczęście ta droga ma być bezpieczna. Wczoraj bandyci postrzelili Chińczyka pod Ibadanem. Podróżowanie w nocy w Nigerii to wielkie ryzyko. Trasa to Abudży jest dalej dobra. Dojeżdżamy do Sulejy i zatrzymujemy się w pierwszym hoteliku. Ceny o ponad połowę niższe niż w Abudży. Jutro musimy dojechać do Lagos. Nasz kolega ma 30 lat i jesteśmy zaproszeni na imprezę. W sumie to tylko 800km do przejechania... Trzeba wcześnie wstać, żeby dojechać tam na czas.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

a na Mrowczo Górka byście nie wpadli, skoro już tak wszystkich odwiedzacie ;)

Anonimowy pisze...

Filip jak byłeś w farbiarni to trzeba było znaczek na koszulce zafarbowac:) Po DErBach koszulka bedzie bezużyteczna:) DErBY dla Górnika:)Pozdro

Anonimowy pisze...

Jasne, że zamazalem znaczek na koszulce. Mialem jakies takie zgnite /g\, wiec zamazalem zanim wszedlem do farbiarni.
A deRby beda zdecydowanie NIEBIESKIE. Musicie sie juz do tego przyzwyczaic.....

Anonimowy pisze...

Wielka ,wielka, wielka NIEBIESKA eRka brawo też kibic tej wspaniałej LEgENDY BEZ KOŃCA

Anonimowy pisze...

Super sprawa. Bardzo podziwiam i zazdroszczę. Może kiedyś pojedziemy gdzieś wspólnie? ;) www.jacekstec.com Pozdrawiam!