niedziela, 22 lutego 2009
19 luty – Z Yankari do Kano
Rano postanawiamy jeszcze wykorzystać luksus gorących źródeł i spędzamy ze 2 godziny pływając w zielono-błękitnej ciepłej wodzie. Tak naenergetyzowani pakujemy się i ruszamy w dalszą drogę. Naszym celem jest Kano – miasto na północy kraju, zdominowanej już przez islam. Zatrzymamy się tam u znajomych Filipa: p.Hani i p.Mietka, którzy mieszkają w Nigerii od 20 lat. Wg mapy mamy 2 trasy do wyboru: dłuższa, ale po lepszej drodze i znacznie krótsza, ale w większości po drugo- i trzeciorzędnych drogach. Jako, że Montek ma już tylne zawieszenie konkretnie wyeksploatowane, raczej nie chcemy ryzykować jazdy bo wielkich wybojach. Dojechawszy do Bauchi pytamy policjanta o kierunek i okazuje się, że ta krótsza trasa jest podobno bardzo dobra i bardzo nam poleca tę właśnie drogę. Cóż, ryzyk-fizyk. Jedziemy więc wg wskazówek policjanta. I to jest bardzo dobry wybór, bo rzeczywiście na drodze położony jest nowiuteńki asfalt. Jednak mapom, o czym się już wcześniej wielokrotnie przekonaliśmy, nie należy za bardzo ufać. Tutaj się wszystko tak szybko zmienia, że nawet najnowsza edycja jest już mało aktualna. Koło godziny 17 dojeżdżamy do celu, gdzie p. Mietek spotyka się z nami w centrum miasta, żeby poprowadzić nas przez miasto do domu. Kano ma niską zabudowę, oprócz paru wysokich budynków w samym centrum. Rozciąga się wiele kilometrów w każdą stronę. Kano było pierwszą osadą dla karawan wyjeżdżających z Sahary. Miasto ma więcej niż 5 milionów mieszkańców, ale dokładnie ile - tego nie wie nikt. No może tylko Allah! Panuje tutaj prawo shariatu i od czasu do czasu policja religijna robi akcje typu: koniec sprzedaży alkoholu. Dowiedzieliśmy się też, że niedawno ta sama policja rozbijała ciężarówki wiozące piwo do Kano. Sytuacja zawsze jednak wraca do normy i alkohol jest ogólnie dostępny w części chrześcijańskiej. Kano jest ważnym punktem dla świata arabskiego, wizytował je niedawno Kadafi, który funduje tutaj szkoły i szpitale muzułmańskie, aby przyciągnąć coraz więcej ludzi do islamu. W domu czeka już na nas pyszny obiad, a cały wieczór spędzamy na wielu rozmowach o Nigerii, Polsce i świecie. Na kolację jemy tutejszą słynną rybę o specyficznej nazwie: słonia wodnego. Naprawdę pyszna – polecamy bardzo, trzeba spróbować!
Na jutro mamy ambitny plan zwiedzenia Kano, i dojechania przynajmniej do Abudży, a po drodze chcemy jeszcze odwiedzić Kadunę.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz