środa, 28 stycznia 2009

26 styczeń – Plaża w Axim





Turyści mają w zwyczaju mówić, że Ghana to Afryka dla początkujących, pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że to Tajlandia Afryki. Coś w tym jest. Ludzie są bardzo przyjaźni, drogi i ceny również. Kraj naprawdę tourist friendly.
Po raz pierwszy tutaj odczuwamy harmatan, czyli wiatr wiejący z dalekiej pustyni. Na tej szerokości geograficznej skutkuje on mocnym pogorszeniem widoczności, bez wyraźnego wiatru. Wszystko jest spowite jakby lekką mgłą. Niestety, zdjęcia nie będą za dobre... Po porannej dawce słońca, które mimo że wydaje się niewyraźne, mocno przypieka i kąpieli przy wysokich falach, udajemy się do lokalnego baru w Axim. W naszym hotelu są 2 restauracje, ale chcemy dać też zarobić lokalnym 'biznesmenom', a nie tylko hotelowi, z którego większość gości w ogóle się nie rusza. Okazuje się, że od dwóch tygodni nie mają w miasteczku prądu, bo padł im główny transformator. Skąd ja to cholera znam, czuję się prawie jak w Nigerii, a mój pidżin english bawi gawiedź. Gość ze szpitalnego laboratorium wpada na piwko i po chwili rozmowy zaprasza nas na darmowy test na obecność pasożyta malarii we krwi. Postawimy mu jutro za to piwo i test na malarię mamy zrobiony. Czujemy się bardzo dobrze, ale i tak planujemy się przebadać. Ala jest non-stop gryziona przez dziesiątki komarów, mimo smarowania się różnymi super preparatami niby odstraszającymi wszelkie stworzenia latające. A i tak pewnie będzie jak w Afryce Wschodniej – mnie ugryzie jeden komar i to będzie ten malaryczny. Tutaj nikt z malarii nie robi wielkiego halo. Jest to choroba postrzegana lepiej niż grypa, bo leczona w odpowiednim momencie dawką specjalnego antybiotyku jest całkowicie wyleczalna. A po grypie mogą wystąpić różne poważne powikłania. Oczywiście słabsze organizmy (czyli najczęściej dzieci i osoby starsze) są zawsze najbardziej narażone. Ja mam teorię, zresztą wywodzącą się z Afryki, że profilaktyka osłabia symptomy złapanej bakterii, która może niezauważona rozwijać się w organizmie, aby zaatakować później bardzo mocno. Lepiej, nie biorąc profilaktyki, po zarażeniu od razu wiedzieć, że jest się chorym i natychmiast udać się do szpitala na test oraz po leki. Coś w tym jest, tym bardziej, że czytaliśmy relację trójki podróżników, którzy wybrali się w te tereny w zeszłym roku: dwie osoby brały tabletki profilaktycznie, a jedna nie. No i właśnie ta osoba, która nie brała leków, zaraz po wystąpieniu objawów malarii poszła do szpitala na test, a pozostałe dwie (bez żadnych objawów) też przy okazji zrobiły testy i okazało się, że również mają bakterię malarii. Tutaj każdy lekarz potwierdzi, że w odpowiednim czasie zauważona i odpowiednio leczona malaria nie stanowi zagrożenia dla życia. To tylko nas w Europie i Stanach straszą nie wiadomo czym, każą męczyć wątrobę mocnymi lekami, które i tak nie stanowią 100% zabezpieczenia (ja w 2001 brałem Lariam, a i tak zachorowałem). Tutaj lokalnie nikt, ani mieszkańcy, ani osoby z Europy pracujące na kontraktach, nie biorą żadnej profilaktyki, a z naszymi mocnymi, śląskimi organizmami (a w moim przypadku z układem dezynfekowanym regularnie przez Guldera) zwalczymy wszystko:)
W barze z racji tego, że nie ma światła, nie ma też niestety jedzenia, więc będziemy musieli zjeść coś w hotelu po trzykrotnie wyższej cenie oczywiście. Pijemy dalej, ja mojego kochanego Guldera, a Ala Chairmana z Maltą. Chairman, to napitek zrobiony ze słodu i imbiru. Po biesiadzie jesteśmy umówieni na jedzenie jutro (wreszcie mamy skosztować ghańskiego fufu, czyli maniok pomieszany z dużymi bananami, zwanymi plantain, następnie wszystko razem ugniecione moździerzem do konsystencji gładkiej plasteliny, która przypomina dość mocno nasze kluski) i na test na malarię. Kupujemy jeszcze skrzynkę Guldera, bo u nas w hotelu nie ma, a ja już się umówiłem, że wsadzą mi do lodówki. W knajpie jesteśmy mega atrakcją. Wszyscy mają ubaw po pachy z moim nigeryjskim angielskim. Uczymy się przydatnego słówka: bibini, co oznacza 'Murzyn', w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Będzie to nasza odpowiedź na wiecznie słyszane z każdej strony obroni, czyli 'biały'. Już w poprzednich krajach słyszeliśmy coraz częściej 'Bonjour Monsieur Le Blanc' (czyli dzień dobry panie biały), co jak powiedziała nam Astrid z Ouaga, jest pozytywnym określeniem. W Ghanie nie mówią do nas Mr White, a używając lokalnego określenia obroni. Dodatkowo właściciel rekomenduje nam resort, który jest położony kilka km za naszym. Twierdzi, że jak z pogadamy holenderskim menedżerem – Timothym, to dostaniemy dobrą ofertę. Skuszeni przez niego jedziemy do Lou Moon. Resort wygląda bardziej niż imponująco. Leży w zatoczce, jest oddalony od miasta o jakieś 10km bardzo polną drogą poprzez gęsty las równikowy (teraz jesteśmy na 4 st. szerokości geograficznej północnej – najniżej w naszej podróży). Atakujemy menedżera Tima, który jest już 4 lata w Ghanie, on stawia mi natychmiast Guldera i na pytanie o cenę wysyła nas z jednym z pracowników do pokoju. Idziemy ochoczo. Pokoje powalają nas luksusem oraz smakiem wykończenia. Domek z 4 apartamentami leży jakieś 15m od oceanu. Zgodnie twierdzimy, że to będzie zdecydowanie nie nasz budżet. No i oczywiście mamy rację - cena to 100E za apartament, ten tańszy. Zaczyna się rozmowa. Negocjacje są ciężkie. Wreszcie po dość długiej rozmowie, Tim akceptuje moją ofertę 50GH za dobę, co czyni jakieś 31E, czyli dokłanie tyle, ile płaciliśmy za Formułę 1 we Francji. Ala, aż mlaska z rozkoszy, bo domki są naprawdę rewelacyjne. Właścicielem jest Belg – dekorator wnętrz, który wszystko sam zaprojektował, a umywalki zrobione przez niego własnoręcznie z egzotycznego drzewa powalają Alę prawie na kolana. Chyba już wiem jaką kiedyś będziemy mieć umywalkę...:). O takim domku nawet nie marzyliśmy. Umawiamy się na przeprowadzkę jutro. Wracamy do naszego resortu, gdzie zamawiamy tuńczyka i casawa fish na kolację. Jedzenie jest wyśmienite. No a jutro przenosimy się do luksusu....
PS Dzisiejsze zdjęcia są z pierwszego hotelu, jutro zamieścimy te z nowego

7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

A będziecie Wy jeszcze umieli normalnie żyć w tym naszym zimnym,zabieganym świecie po czyms tak luzackim,egzotycznym i zupełnie niepodobnym do naszego życiu ?
Chyba pozostanie Wam taki styl życia prowadzic juz do końca. Ja sie zabieram z Wami, mnie sie podoba !!! wierny czytelnik

Agnieszka pisze...

Dobrze, ze malaria Was omija. Jednak czesc dzisiejszego wpisu dotyczaca tej choroby brzmi (przynajmniej dla moich uszu) baaaardzo lekkomyslnie! Znacie na pewno historie Kingi Choszcz i Jej tragiczne zetkniecie z malaria wlasnie w Ghanie (http://www.kingafreespirit.pl/kingapl/index.php?option=com_content&task=blogsection&id=1&Itemid=2).
A wg Was nie ma sie czym martwic, bo doswiadczeni lekarze zaaplikuja antybiotyk i po sprawie! Pestka - zwlaszcza dla Was - SILNYCH SLAZAKOW! No nic, kazdy ma prawo publikowac swoje przemyslenia zwlaszcza na wlasnym blogu.

Powodzenia w dalszej czesci wyprawy!

Ala i Filip pisze...

prosze traktowac bloga bardziej humorystyczne, a nie jako zrodlo encyklopedycznych danych. nie dajemy niekomu wskazowek jak ma traktowac malarie, jedynie wyrazamy wlasna opinie, ktora wziela sie z wielu doswiadczen, a nie tylko z ksiazek czy gazet. oczywiscie, ze znamy historie Kingi, ale zarowno przed nia jak i po niej miliony turystow odwiedzalo te tereny, wiec prosze porownac statystyki smiertelnosci na malarie (Europejczykow) ze smiertelnoscia na grype na naszym kontynencie

Agnieszka pisze...

Rzeczywiscie, nie wzielam pod uwage, ze mozecie sobie w ten sposob zartowac - gratuluje watpliwie dobrego malarycznego humoru! ://

Anonimowy pisze...

Droga Agnieszko! Radzilbym przezyc malarie kilka razy tak ja ja, nastepnie radzilbym porozmawiac sobie z lokalnymi lekarzami, ktorzy maja znacznie bogatsza wiedze na temat tej choroby niz nasi europejescy znawcy, ktorzy skonczyli stycznosc z malaria na studiach. Wtedy bedziesz juz miala dokladniejszy obraz tej choroby. Kimga jest niestety wyjatkiem a tysiace bialych przechodza tutaj malarie i zyja! Najgorsza jest panika. Trzeba byc swiadomym zagrozen i byc do nich przygotowanym. Jak bedziesz chciala pogadac o malarii zapraszam na priva, zeby ludzi nie nudzic na blogu!

pozdrawiam
f

Anonimowy pisze...

http://markonzo.edu securty brooms http://jguru.com/guru/viewbio.jsp?EID=1534492 http://newassignment.net/user/helzberg_diamond http://jguru.com/guru/viewbio.jsp?EID=1534477 rosminian http://virtualatdp.berkeley.edu:8081/wp3/~ashleyfurniture http://jguru.com/guru/viewbio.jsp?EID=1534478 synthesizing careerist http://www.hairdirect.com/community/user/Profile.aspx?UserName=prilosec%20side%20effects http://www.opensocial.org/profiles/blogs/tempurpedic-neck-pillow

Anonimowy pisze...

Howdy would you mind sharing which blog platform you're using? I'm planning to start
my own blog in the near future but I'm having a hard time choosing between BlogEngine/Wordpress/B2evolution and Drupal. The reason I ask is because your layout seems different then most blogs and I'm looking for
something completely unique. P.S Apologies
for getting off-topic but I had to ask!

Feel free to surf to my homepage; costs of dental implants