Wyjechaliśmy z samego rana, bo przed nami 450km, co tutaj znaczy około 9-10h. Wybraliśmy trasę nie główną drogą (część nawet autostrady), ale drogami 'krajowymi', żeby zobaczyć jak najwięcej lokalnego życia.
A teraz kilka faktów o Maroku: powierzchnia kraju to: 446 500m2, 34mln ludności, stolica: Rabat, 99% to muzułmanie (sunnici), reprezentujący jednak dość liberalne podejście do religii, szczególnie widoczne wśród młodego pokolenia, gdzie dziewczyny paradują w obcisłych spodniach i swetrach, z odkrytymi w większości głowami. Tradycyjne ubiory spotyka się głównie na wsiach albo też wśród starszych ludzi. O tej porze roku większość z nich nosi galabije z kapturami zrobione z wełny bądź grubego płótna. Sięgają prawie do kostek, dlatego też z pewnością dobrze grzeją. Kaptury są spiczaste, więc przypominają z wyglądu członków Ku Klux Klanu...W standardowych domach nie ma ogrzewania, które jest potrzebne przez około 2-3 miesiące w roku. Odczuwamy to mocno, mieszkając w budżetowych hotelach, gdzie temperatura w pokoju sięga pewnie maksimum 13 stopni, i nawet dla nas, przyzwyczajonych do owych 18 stopni zimą w naszym mieszkaniu, to trochę za mało. Ale dalej o Maroku i jego mieszkańcach: typowe śniadanie, to mały okrągły chlebek maczany w oliwie oraz zagryzany oliwkami, zapijany obowiązkowo miętą z pół kilograma cukru na szklankę. Po którejś szklance można przywyknąć do tej słodyczy. Jak wygląda typowy obiad jeszcze nie wiemy, bo wczoraj na lancz jedliśmy ichnie śniadanie urozmaicone omletem i zimnymi frytkami, a na obiadokolację – mini bagietkę z mięsem i, jakżeby inaczej, zimnymi frytkami. Dziś w Marrakeshu mam nadzieję posmakować jakiegoś bardziej wyrafinowanego dania kuchni marokańskiej. PKB na mieszkańca wynosi ok. 3700 USD. Jak na kraj afrykański to niezła średnia, co widać choćby po drogach, które są w większości w niezłym stanie jak na ten kontynent (oprócz fragmentów gdzie brakuje asfaltu), mają kilka autostrad – płatnych, ale za to bardzo pustych. Generalnie na drogach nie ma zbyt wielu samochodów, co zresztą nie dziwi, biorąc pod uwagę, że benzynę mają w niemieckich cenach, a zarobki afrykańskie. Zdarzają się nowe modele europejskich czy japońskich samochodów, ale sporadycznie; nieodparcie króluje beczka i stare francuskie auta. W centrach miast oczywiście wielki natłok samochodów, każdy jeździ jak mu się podoba, nie przestrzegając żadnych zasad. Jak się człowiek do tego dostosuje, to sobie spokojnie poradzi.
Piszę ten tekst jadąc samochodem, w tej chwili mijamy oblaną słońcem równinę, zostawiwszy góry Atlas za sobą. Przez jakąś godzinę, w najwyższej części drogi jechaliśmy wśród śniegu, co udokumentowałam, żeby nie było, że to są te same zdjęcia, które zrobiliśmy podczas śnieżycy we Francji:). Za jakieś 4 godziny dotrzemy do celu i wieczorem wrzucimy dzisiejszy i wczorajszy tekst, żeby wszyscy byli na bieżąco. Mam nadzieję, że starczy nam determinacji do końca wyprawy, żeby regularnie pisać szczegółowo o naszych przygodach. Na szczęście mamy laptopa, więc pisać można w dowolnej chwili, nie licząc wyłącznie na kawiarenki internetowe.
5 komentarzy:
Ala, Filipens, caly Przeklety Kacik trzyma za was kciuki i ogrzewa do 18 st. Filip dorwij jakiegos wielblada, one podobno dobrze grzeja!
My też trzymamy za Was kciuki i śledzimy na bieżąco relacje z Waszej wyprawy :) uważajcie na siebie i bawcie się dobrze!!!
Cieszcie się podróżą i korzystajcie, jesteśmy z Wami:), pozdrawiamy
kurcze, zaczyna sie robic coraz lepiej... fajny klimacik takiej realcji na zywca! czuje sie jakbym troszku tez jechal. 3majcie sie ludkowie
Świetny pomysł z tym blogiem, nawet nie wiedziałam o takich szczegółach tego regionu ale to fajnie że osadzacie to w tych historycznych realiach i lokalnej historii, to bardzo ubogaca Waszą relację trzymam za Was Luiza
Prześlij komentarz