Rano obudziły nas muchy, które bzyczały tak, że umarły by się z tego obudził. Na śniadanie Ahmed poczęstował nas makaronem z sardynkami i kawą z mlekiem. O 8 ruszyliśmy na pieszy podbój Sahary. Szły z nami 2 wielbłądy, ale jeden nieosiodłany, taka rezerwa, gdyby pierwszy się za bardzo zmęczył. Wielbłądy prowadził ich przewodnik, a z nami szli Ahmed i jego brat. Na pustyni zasada jest taka, że wielbłądy są od noszenia bagażu, a ludzie idą obok nich, ale że my bagażu nie mieliśmy, mogliśmy też na nie wsiadać.
Jako że dzień wcześniej przyleciał długo oczekiwany samolot z turystami francuskimi, o tej samej porze co my wyruszyło kilka dużych grup, na szczęście po krótkim czasie rozeszliśmy się w różnych kierunkach. Po 3 godzinach marszu (12-15 km, w zależności od obranej trasy) dotarliśmy do oazy. Bardzo malowniczo położona pomiędzy wydmami. Jak przystało na oazę – obfituje w wodę. Studnię wystarczy wykopać tam na głębokość 4m, żeby dotrzeć do źródła wody, a na przykład w Chinguetti często 30m głębokości nie wystarcza, żeby dokopać się do wody. Wysokie palmy daktylowe dają dużo cienia i jest pod nimi naprawdę chłodno. Co do chłodu – teraz jest najzimniejszy czas w Mauretanii, o czym już pisaliśmy, i rdzennym mieszkańcom pustyni jest teraz zimno, pomimo 30-35 stopni w ciągu dnia. Nasi przewodnicy byli poubierani następująco: 2x t-shirt, na to bluza, a na to jeszcze wiatrówka. Na głowie obowiązkowy turban. I w ogóle się nie rozbierali w czasie marszu, mimo że było gorąco (dla nas). Z kolei my dla ochłody skorzystaliśmy z dobrodziejstwa oazy i basenu, który tam był. Gliniana wanna ok. 2x3m wypełniona wodą. Na dnie piasek. Nie była to krystalicznie czysta woda, ale ważne, że zimna, więc nie wybrzydzaliśmy i wskoczyliśmy do środka. Po godzinnym ochładzaniu się, Ahmed zaserwował obiad: taki sam jak śniadanie, czyli makaron z sardynkami i odrobiną pomidora bodajże. Około 15 udaliśmy się w drogę powrotną. Tym razem chcieliśmy już wykorzystać wielbłądy w większym zakresie, bo w tamtą stronę, tylko na ostatnim odcinku wsiadłam na chwilę. W tym przypadku jazda była dość przyjemna (dużo wygodniejsze siodło niż na pustyni Thar w Indiach), o ile wielbłąd nie stroi fochów i nie próbuje siadać, bo gdyby się w tym momencie nie trzymać siodła, można się nieźle poturbować.
Po trzech godzinach marszu dotarliśmy z powrotem do Chinguetti. Ahmed zapraszał nas ponownie na nocleg do siebie i na kolację do Aishy, ale podziękowaliśmy serdecznie, bo po pierwsze, chcieliśmy wziąć prysznic, a po drugie w końcu coś dobrego zjeść. Nasz znajomy Corrado z Włoch już wcześniej polecił nam oberżę, w której on mieszkał, do tego za przystępną cenę, tam też się udaliśmy. Właściciel Abdu serwował również posiłki, a że Corrado je polecał, skusiliśmy się także na kolację. I to był dobry wybór. Ksour, kuskus z rodzynkami, gulasz z kurczaka świetnie doprawiony. Po pustynnej wędrówce było to bardzo dobre ukoronowanie dnia. Po deserze dołączyła do nas 17-letnia żona Abdu, Nana, z półroczną córką. Abdu kupił Nanę za 1 wielbłąda jak miała 15 lat. Przy 'zakupie' podpisał z rodziną kontrakt, że nie weźmie sobie kolejnej żony, mimo, że zezwala mu na to religia. Ale Abdu to Casanova z Chinguetti (bez kilku zębów na przedzie, wzrost 155cm) i wymyślił sobie plan, że najpierw będzie miał 3-4 dzieci z obecną żoną, a potem pojmie następną, też oczywiście 15-16 latkę. Już tłumaczę w czym tkwi sedno sprawy. W Mauretanii i kobieta i mężczyzna może się rozwieść ze współmałżonkiem, ale robią to tylko kobiety, które mają maksymalnie dwoje dzieci. Jeżeli ma już więcej niż dwójkę, nie zrobi tego, ponieważ nie ma już żadnych szans na ponowne zamążpójście, rodzina też nie będzie chciała jej przyjąć z taką gromadką, a ona sama na siebie i dzieci nie zapracuje, bo tylko nikły procent kobiet tutaj wykonuje pracę zawodową. Więc Abdu ma taki właśnie plan: jak obecna żona będzie miała już 3-4 dzieci, to kontrakt, który podpisał z jej rodzicami oficjalnie złamie, pojmując kolejną żonę, a Nana się nie będzie mogła temu sprzeciwić, bo nie będzie miała jak utrzymać dzieci.
Takie spotkania są szalenie interesujące, bo w ten sposób można się dowiedzieć prawdziwych historii ludzi, którzy tutaj żyją. Abdu, mimo że posiada 2 oberże i kilka domów, wcale nie jest zamożnym człowiekiem, bo jest niestety jedynym synem w swojej rodzinie, więc na nim spoczywa utrzymanie rodziców i pozostałych niezamężnych sióstr. Zaczęliśmy Abdu i Nanie pokazywać zdjęcia, które mamy na laptopie z naszego mieszkania, urodzin, wesel itp., żeby im też przybliżyć trochę naszą odmienną kulturę. Oglądanie zdjęć skończyło się na tym, że Abdu chciał kupić większość naszych koleżanek na kolejne żony (maksymalna kwota sięgnęła nawet 200 wielbłądów za Karolinę:). Nana nie pozostała mężowi dłużna i chciała w pakiecie kupić Michała i Mikusia za 40 wielbłądów. A jak zobaczyła tors Mikusia, to aż piszczała z uciechy:)
Nasz wesoły wieczór zakończył się późno, ale takich chwil nie warto skracać, bo pozostawiają niezapomniane wrażenia. Jutro z samego rana ruszamy z powrotem do Nawakszut.
8 komentarzy:
Filip,ja nie wiem jak wygląda tors Mikusia ale gdyby Nana zobaczyła tors Łysego (albo Bryły) to na pewno poszedłby za min. 200 wielbładów :))
Pozdrowienia!!!
Halina
Co racja to racja, ale Lysemu chyba GM zniszczyl "aure zajebistosci", bo Nana na zdjeciach nie zwracala uwagi na jego lysa pale:) Ale w sumie byl w pozycji siedzacej, a wlochaty tors byl zakryty. Mam ich email adres to moge jej doslac, niech zobaczy bestie!
A 40 wielbłądów to dużo? Acha, jeszcze na pół bo to z Mikusiem do podziału.... Eeeee, to się zastanowimy... :(
1 wielblad to jakies 1tys E, wiec zadne cuda, ale tu w Mauretanii to niezly wynik. Oni jednak wola takich dorodniejszych chlopow! Jak Szole zobaczyla to az mlaskała z radosci, a maz ja po glowie lał:)
f
A&F: Gdyby podczas następnych wieczorków integracyjnych padały lepsze oferty to prosimy o jakiekolwiek informacje. W pewnym sensie zawsze można się dogadać. A jeśli Ci bardziej dorodni są w cenie to już dziś zabieram się za przygotowywanie golonek, gołąbków, grochówek na żeberkach i innych takich w celu poprawienia stanu towaru wymiennego ( M. WYBACZ!) A Szola lepiej niech zostanie, tam za dużo już eRek trafiło na ściany!!! Pozdrawiamy i spokojnej nocy. P.s. Chęć kupna lub wymiany została skonsultowana z "towarem"- to dla wiadomości tych, którzy mogą zacząć się martwić :)
a proponowali coś za moją żonę? to nie żebych od razu chcioł sie ją pozbyć, ale warto znać kurs :P
Za Mikusia 40 wielbłądów no ale razem z „olejem Kujawskim” bez tego to ani rusz He he. Mam nadzieję że Mnie oraz Ani nie sprzedaliście jakoś jedzenie kozich flaków i ogona mi się nie uśmiecha.
Marek cos tam obiecwali ale raczej zadne powalajace ilosci. Za to astra diesel by ,iala lepsze branie: Przejechlismy dzisiaj 600km i wszedzie tylko gasoil a benzyny zero. Jutro musimy juz cos kupic.
f
Prześlij komentarz